Wiedźma (2018)

Hoon-jeong Parka, reżysera Wiedźmy znam do tej pory z pracy nad arcy-genialnym revenge movie Ujrzałem diabła z roku 2010, do którego współtworzył scenariusz.

Na potrzeby koreańskiej fabryki snów, reżyser zaprzęgnięty został do modnego ostatnimi czasy projektu rodzimej wersji obrazu o nastolatkach z nadludzkimi umiejętnościami. Słowem klucz jest tutaj przymiotnik koreański, dzięki któremu, w ogóle spojrzałem na ten film. No i się (prawie) nie zawiodłem. 

Fabuła obrazu skupia się na postaci Ja-yoon, nastolatki, która jako kilkuletnia dziewczynka uciekła z tajnego laboratorium medycznego i została przygarnięta przez parę farmerów. Na skutek szoku, bądź wypadku nie pamięta niczego z zaistniałych wydarzeń, lecz jak się szybko okaże, przeszłość nie zapomniała o niej.

Film jest pierwszym rozdziałem, mającej trwać przynajmniej kilka odcinków kanwy, co jest wyraźnie zarysowane, przydługim wprowadzeniem w życie bohaterki. Bez mała połowa filmu została przymierzona do kina inicjacyjnego, młodzieżowego, tak można określić kluczący wokół Ja-yoon, jej przyjaciółki, ich nastoletnich rozterek i małych dramatów rodzinnych wątek.

Na mięso, na które tutaj liczyłem, twórcy każą sobie czekać dość długo, ale gdy w końcu  kości zostały rzucone (i to nie raz) a akcja nabiera dużego rozpędu, początkowa ospałość idzie w zapomnienie. Kamera od tego momentu staje się świadkiem niezłej jatki, gdzie trup ściele się na prawdę gęsto a pomysłowość choreograficzna nieraz potrafi zaskoczyć.

Jednym z ciekawszych punktów obrazu jest bez wątpienia protagonistka, która dzięki kreacji aktorskiej, ale i warunkom naturalnym, staje się bardzo wyrazista i wiarygodna, zarówno przy rodzinnym stole jak i przy dokonywaniu krwawej vendetty. 

Wiedźmę oceniam jako niezłe preludium, dające nadzieję, że za tą kurtyną kryje się coś jeszcze lepszego. Jeśli by oceniać ją jako skończoną całość, zdecydowanie brakuje tutaj pazura i we znaki daje się letargiczne prowadzenie fabuły.

Ocena:

3